Hej!

Na pewno każdy ma swoje smaki i wspomnienia z tym związane z młodzieńczych lat. Moje dzieciństwo na Mazurach smakowało leśnymi grzybami, rybami prosto z jeziora, porzeczkami zrywanymi prosto z krzaczka u cioci, ziemniaczanymi potrawami mojej babci, kiełbaską z ogniska. Pachniało mokrymi włosami po zabawach w jeziorze, skórą nagrzaną mazurskim słońcem, lasem na bindudze. Czy to w ogóle możliwe, żeby ktokolwiek mógł odtworzyć takie wspomnienia w jednym miejscu i taka podróż w czasie? Otóż, wczoraj, w ramach Festiwalu Restaurant Week odwiedziłam Tawernę DeZeTa w Wilkasach, w porcie, w którym byłam 18 lat temu i  wczoraj poczułam się jak tamta nastolatka.

Portowe życie

Początek wakacji, piękne popołudniowe słońce, względny portowy gwar – tak powitały nas Wilkasy. Wchodząc do Tawerny DeZeTa od razu udaliśmy się po schodach na górę i zajęliśmy miejsce na tarasiku z widokiem na port – z tego miejsca dobrze wszystko widać i słychać a świeże powietrze wyostrza apetyt! Kolację rozpoczęliśmy drinkiem Martini oraz Colą – należy przypomnieć, że cały dochód z każdej sprzedanej Coca-Coli podczas festiwalu trafia do restauracji.

Kiedy wjechały przystawki, nic więcej się nie liczyło. Sposób podania, zapach i w końcu smak… Przepadłam! Najdelikatniejszy, grzybowy pasztet, jaki jadłam, rozpływał się w ustach. Esencjonalna zupa rybna jest oficjalnie najlepszą, jaką jadłam w życiu! Absolutnie wszystko było w niej genialne a razem składniki na łyżce sprawiły, że łzy stanęły mi w oczach. Siorbałam mlaskałam wyjadałam rybę palcami z talerza, nie wstydzę się! 😉

Po takim wstępie nie miałam obaw i czekałam na więcej, wiecie, jak szczęśliwe dziecko ze sztućcami w obu rękach! I wtem wjechały farszynki z pokrzywą i babka ziemniaczana z kiełbaską i policzkami – oba dania serwowane z obłędnym sosem grzybowym! Mięso przyrządzone tak, jak właśnie lubię – swojsko! Tak proste a jednocześnie tak wyszukane – to nazywa się sztuka! Wylizaliśmy talerze a przemiła kelnerka nie kryła uśmiechu zaskoczenia, że tak szybko wszystko zjedliśmy, no cóż, to chyba mówi samo za siebie!

Pozwoliliśmy sobie na chwilę odpoczynku przed podaniem deseru. Kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt minut w tym miejscu, wśród krzyku mew, lekkiego szumu jachtów i śmiechów, mija za szybko! Obserwacja portowego życia zamienia Cię w część tego obrazka dzięki atmosferze Tawerny DeZeTa. Nie przerywając naszej kontemplacji, desery zostały podane a my leniwie się w nich rozsmakowaliśmy. Łagodne, nie za słodkie, idealne trufle oraz sernik z kaszy gryczanej z czarną porzeczką to świetne zwieńczenie tej mazurskiej uczty.

Klimat Wilkas jest totalnie inny od oddalonego o kilka kilometrów Giżycka. Tu jest prosto, tak jak było kiedyś i to widać i to jest absolutnie fantastyczne. Chef kuchni Tawerna DeZeTa, Dariusz Baryga, doskonale się w ten świat wpasował swoją kartą – wyrafinowaną w swojej prostocie. Bo jak inaczej nazwać menu skomponowane z ryb, kiełbasy, ziemniaków, kaszy gryczanej z lokalnymi, dzikimi dodatkami? Perfekcja!

Marta


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *