Hej!

Kto nie lubi jogurtów? Mam wrażenie, że moje pokolenie zostało wychowane na jogurtach! I o tyle, o ile mam świadomość wybierania dobrych składów, że te z owocami to nie-e, z cukrem nie-e, to na dodatek trzy lata temu spadła na mnie druzgocąca diagnoza, że raczej z nabiału to ja powinnam zrezygnować. Jakiś czas później, w sklepach pojawiły się produkty mleczne bez laktozy i są teraz dostępne nawet w osiedlowych delikatesach. Ale dalej mam świadomość, co znajduje się w takich ,,sklepowych”. Ale oczywiście miewam zachcianki. A jeszcze do tego wszystkiego – ten plastik. Tutaj wtrącę tip – nie musisz myć pojemniczków po jogurcie, żeby zostały poddane recyclingowi, natomiast musisz oderwać wieczko. A taka super rada? Jeżeli musisz, wybieraj produkty z wieczkiem typu otwórz-zamknij i używaj do mrożenia. A na koniec, spraw sobie jogurtownicę.

Co to jest jogurtownica?

Jak sama nazwa wskazuje, maszyna do robienia jogurtu. Znam ją już od dobrych paru lat, moja Mama jej używała wielokrotnie. Schemat był dosyć prosty. Zaczynając produkcję własnego jogurtu, musiałaś zakupić… tak, nie inaczej, JOGURT oraz mleko. Łyżka jogurtu na każdy słoiczek i do końca zalewałaś mlekiem. Maszynka w kształcie koła zamykało się na kilka- kilkanaście godzin i podłączało do prądu, po czym słoiczki podgrzewały się do określonej temperatury a jogurt z mlekiem poddawały się fermentacji. Praktyka włączania jogurtownicy na noc nadała jej przydomek maszyny śmierci. Generalnie, szklane słoiczki, własny, najświeższy jogurt o poranku, same plusy. Tylko ten prąd…

 

Czy warto…?

Nie jestem dietetyczką i nie czuję się na siłach stwierdzać, czy jedzenie jogurtu jest zdrowe i potrzebne, czy nie. Na moim przykładzie przekonałam się, że owszem, bez jogurtu można żyć, tak jak bez mleka i innych – nie jadłam nabiału dwa lata, ale zarzuciłam taki ostracyzm i jem wszystko, tylko wybieram opcje najzdrowsze i najrozsądniejsze. Mleko od krowy, własny jogurt i sery od lokalnych serowarów – to mój złoty środek na ochronę własnego zdrowia oraz Planety.

Sprzęt, który nie ma prawa się popsuć

W poszukiwaniu złotego środka trafiłam na Jogurtownicę YogurBerry, która, uwaga, nie jest na prąd! Temperaturę potrzebną w urządzeniu do rozpoczęcia procesu fermentacji stwarzasz wlewając… wrzątek. To takie proste. Mając kilka bardzo prostych elementów składających się na ten sprzęt, który nie potrzebuje żadnego zasilania, stajesz się posiadaczem sprzętu nieśmiertelnego. Bez żadnego mechanicznego uszkodzenia w strukturze pojemnika, będzie Ci służył wiele lat.

Własny jogurt

Do przygotowania pierwszej partii jogurtu potrzebny będzie zestaw startowy z bakterii do wytwarzania jogurtu, który zawiera szczepy bakterii lactobacillus wraz z dodatkiem żywych bakterii mlekowych. Jednorazowo możesz zrobić 900 ml jogurtu. Do produkcji następnego potrzebujesz nieco poprzedniego oraz mleko, najlepiej pełnotłuste – najzdrowsze. Jesteś uczulona na laktozę? Użyj mleka koziego. Jogurtownica YogurBerry w sklepie Puregreen kosztuje 189 zł, kubeczek jogurtu 180 ml w sklepie kosztuje średnio 2 zł. Rachunek jest taki, że oszczędzasz prawie 100 kubków Planecie do czasu, gdy jogurtownica Ci się zwróci. Pojemniki Yogurberry wyprodukowano z Tritanu. Tritan to nie tylko plastik bez BPA, BPS (bisfenolu S), ale też bez żadnych innych bisfenoli. Nie ma obaw, że w Twoim jedzeniu znajdą się jakieś szkodliwe substancje.

Co dalej? Chyba własny ser… niemożliwe w domowych warunkach? Czekajcie na kolejny wpis! 😉

 

Marta


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *