¡Hola!
Mam zaszczyt zaprezentować Wam pierwszy w tym roku planner w kategorii mojego Wielkiego Testu Plannerów.
Do tej pory opierałam się na wyłącznie mojej subiektywnej opinii na temat wybranego kalendarza ,,po okładce”. Tym razem wchodzę głębiej i poruszam temat projektowania oraz produkcji. Myślę, że to jest bardzo ciekawe oraz inspirujące, bo prawdziwe.
Zapraszam Was do poznania świata Optimismo Compartido i nazwijmy to wywiadem…
Klaudia: ,,Historia z samymi plannerami zaczęła się w 2015 roku. Wtedy zrobiłam swój pierwszy „planner”. Choć plannerem to on był tylko z nazwy. „Projektowany” w WORDzie, dużo grafik, i to takich, za które można płacić kary za łamanie praw autorskich itp. Był to kalendarz tylko dla mnie, był zbindowany, i korzystałam z niego 2 albo 3 miesiące, bo był mi tak nieużyteczny.”
Klaudia przyznaje, że używała plannerów, gdzie sama musi wpisywać daty. Testowała kilka polskich marek, między innymi Niebałaganki, Oli Budzyńskiej, ale zawsze brakowało jej TEGO CZEGOŚ
K: ,,Wracając do mojego kalendarza. W 2017 zaczęłam projekt mojego kalendarza, tym razem w Photoshopie. Pierwszy plan zrobiłam na wakacje do babci na wieś, miałam wtedy 4 albo 5 lat. Kalendarz na 2018 projektowo był super, miał kolory, układ tygodniowy, format A5. Niestety, nie znalazłam sensownej drukarni, która chciałaby takiej „małej” osobie zrobić niski nakład. Ostatecznie udało mi się wydrukować to w jednej drukarni w ilości SZTUK JEDEN i zszyć u introligatora. Minus tego wykonania był taki, że drukarnia drukując nie uwzględniła ustawień, jakie potrzebował introligator i kalendarz się zamykał, a dodatkowo jeszcze na zszyciu nie były do końca osiągalne strony.”
Ja, kiedy otrzymałam od Klaudii paczkę byłam absolutnie pod wrażeniem kunsztu oraz szczegółów wykonania projektu
Po poznaniu jej historii, jestem dumna z kobiecej siły oraz determinacji, pasji i uporu w dążeniu do wyznaczonych sobie celów. W samym plannerze znajdziecie kartę ,,moja wizja przyszłości”, czyli moja ulubiona afirmacja wyobrażeń. Jestem totalną fanką koła podzielonego na miesiące, gdzie wpisujesz urodziny swoich bliskich wraz z odnośnikami do miejsca, gdzie planujesz prezenty i wydatki – o takim planowaniu budżetu pisałam tutaj.
K: ,,Mój planner na 2019 zaczęłam projektować w listopadzie 2017 roku…
…Najpierw na papierze. Wiedziałam wtedy, że musi to być format B5, bo w A5 zupełnie się nie mieszczę. Rozrysowywałam różne układy, dodatkowe strony. To zajęło mi prawie 4 miesiące, aż po tym czasie miałam gotowy projekt w głowie. Potem kolejne 4 miesiące to było projektowanie stron w Photoshopie. Najpierw szablonów, potem datowanie wszystkiego itd. Dodam tylko, że wszystko robiłam „po godzinach”. W listopadzie 2017 miałam na pokładzie niespełna 1,5 roczną córkę i byłam w 7 miesiącu ciąży, także zostawał mi czas po 20:30. Jeśli chodzi o drukarnię, tym razem kierowałam pytania do drukarni od razu zaczynając od wyższych nakładów, żeby w ogóle wzięli mnie pod uwagę. Traf sprawił, że udało mi się skontaktować z cudowną kobietą w super drukarni (Grupa Infomax, bardzo polecam!), niedaleko mnie. Miałam okazję „pomacać” sobie okładki i wybrać te, które podobały mi się najbardziej. Ostatecznie udało mi się też zrealizować niższy nakład (za co w sumie dzisiaj pluję sobie w brodę, bo rozszedł się jak świeże bułeczki, a ja musiałam zrobić dodruk), a w dodruku zrobić dwie wersje językowe.”
Optimismo Compartido to, jak nazwa może sugerować, planner, który możecie wybrać z dwóch wersji językowych – polskiej oraz hiszpańskiej
Nie czekając na, tak zwane, noworoczne wyrzuty sumienia, że postanowienia leżą odłogiem, zabrałam się ostro za listę i to od końca!
Mówię tutaj o kontynuacji języka hiszpańskiego. Dopóki szczęśliwie nie trafiłam na Optimismo Compartido, nie skojarzyłabym czynności używania plannera z codzienną nauką języka. Nie musisz poświęcać dodatkowych piętnastu minut na fiszki czy słuchanie lekcji on-line, wystarczy zaplanować następny dzień i ,,opatrzeć” się z nowymi słówkami, które automatycznie zapisują się w pamięci. Genialne! Genialna nie jest tylko moja noworoczna metoda spełnienia postanowienia i systematyczna nauka języka hiszpańskiego, ale narzędzie, które mi w tym pomoże, czyli planner Optimismo Compartido, który jest autorskim projektem Klaudii Bednarczyk.
Biorąc pod uwagę mój zawód i doświadczenie w lokalizacji, stwierdzam, że ten produkt (przepraszam, za tak suche określenie) to jest materiał na międzynarodowy bestseller
K: ,,Pierwszy raz zainteresowałam się tym językiem 15 lat temu będąc na obozie w Lloret de Mar. Nie zapisałam się wtedy na żaden kurs, nie uczyłam się, tylko po prostu mówiłam, że mi się podoba. Wtedy moją miłością był język niemiecki i jakoś nie przechodziło mi przez myśl, że mogłabym się uczyć innych języków. W 2008 roku zapisałam się na intensywny, wakacyjny kurs języka hiszpańskiego. Codzienne lekcje, efekt dość fajny, byłam zadowolona. Wtedy też poznałam mojego obecnego męża, który zupełnie nie rozumiał tego, że w wolnych chwilach nie pracuję, tylko się uczę, albo czytam książki. I tak zaczęły się moje przygody z różnymi pracami.”
Tak na dobrą sprawę, wpis o plannerze Optimismo Compartido, to nie jest zwykła recenzja kalendarza z kilkoma poradami, jak dobrze zaplanować nadchodzący czas. To motywująca historia kobiety i jej walkę w dążeniu do spełnienia marzeń
Tak często planując kolejne dni zapominamy o marzeniach i odwrotnie, marząc o odległych krajach i zawrotnej karierze, zapominamy dodać kolejne kroki zbliżające nas do tego w plannerze
Jestem przekonana, że kalendarz Optimismo Compartido i historia, która za nim stoi to znakomity kop w kierunku podjęcia ruszenia czterech liter z kanapy!
K: ,,W 2010 roku pracowałam w księgowości. Boże, jak się tam nudziłam. Wtedy pracowałam już nie tylko w wakacje od studiów. Zawsze byłam dobrze zorganizowana, więc bez problemu nadal dawałam radę studiując dziennie i pracując dziennie (przy czym nie były to moje jedyne zajęcia, bo byłam też wolontariuszem, udzielałam korepetycji z angielskiego i takie tam). Ale wracając do księgowości, nudziłam się tam jak mops, więc wymyśliłam, że muszę znaleźć sobie nowe zajęcie, żeby mieć powód do zwolnienia się. I tak przypomniało mi się o hiszpańskim. Zapisałam się na studia zaoczne. I stopień robiłam 4 lata, bo w międzyczasie wzięłam dziekankę na napisanie magisterki na moim pierwszym kierunku, obronę, ogarnianie ślubu, wesela i remontu kupionego mieszkania. Na II stopień poszłam po rocznej przerwie i nadal tych studiów nie skończyłam. Póki co czekam na otwarcie studiów zaocznych, bo dałam radę rok studiować dziennie z 2 maluchów na pokładzie i pomocą, którą dostałam od mamy (dodam tylko, że moja mama pracuje i może mi pomóc tylko po 16:00). Co wywarło na mnie największy wpływ to mój wyjazd na Erasmusa. Nie był to zwykły wyjazd. Byłam wtedy już „stara”, z „prawdziwą” pracą na etat, wynajmowałam mieszkanie od prawnika, który nie wynajmował mieszkań Erasmusom i w sumie żadnego Erasmusa nie poznałam. Na studiach w Cádiz (UCA te quiero) trzymałam się z „miejscowymi”, z którymi do tej pory mam kontakt. Jedna z tych osób jest teraz moją przyjaciółką (choć bardzo nie lubię tego słowa, ma dla mnie złe konotacje. Powiedzmy, że jestem z Rosą bardzo blisko), odwiedzamy się i nasze córki bardzo się lubią (o ile można mówić, że 2 latki mogą się lubić :D). Samo miasto, jak i ten czas jest dla mnie jednym z najważniejszych w moim życiu.
W idealnym świecie piszę do Ciebie ze swojego hiszpańskiego domu z gajem oliwnym, może mieszkania gdzieś w Casco Antiguo w Cádiz, albo domku gdzieś przy plaży, oczywiście w Andaluzji. A w prawie idealnym świecie piszę z zaśnieżonego miasta gdzieś w Polsce i wiem, że logicznie rzecz ujmując taki wyjazd jest już poza moim zasięgiem. Chociaż może niepotrzebnie się ograniczam?”
A Ty? Ograniczasz się?
Marta.
2 komentarze
Rydze · 13 stycznia 2019 o 00:25
Ja nie mogę żyć bez kalendarza! Fajna forma z kołem, może w taki sposób rozrysuję sobie pewne daty :).
Pani Jesień · 21 stycznia 2019 o 11:34
Wkrótce jeszcze więcej nowości! ;)))