W piątkowe, słoneczne przedpołudnie we wsi Podleśna na Warmii, na tarasie z widokiem na łąkę pełną mniszków przy herbacie z fermentowanej czeremchy, wśród bzyczenia pszczół i radosnym chrumkaniu, zasiadły Warmianka i Mazurzanka i stworzyły tę opowieść o marzeniach, które się spełniają.

Dzika Jabłoń

Nie wiem, dlaczego ludzie mają mnie za Znachorkę czy Szeptuchę, znam się na roślinach, chwastach i ziołach, ale nie leczę ludzi, jak Rafał Wilczur. Jesteś zbyt skromna – odparła z uśmiechem Mazurzanka. Masz w głowie encyklopedię, zielnik i co nie tylko, a co najważniejsze – doświadczenie. Zgadza się, ale jestem samoukiem, cała moja wiedza oparta jest na wieloletniej obserwacji oraz setkach kilometrów wydeptanych w moich lasach – okolice Podleśnej i Kieźlin znam jak własną kieszeń. Stąd pochodzę i tu żyję. Wiesz co to jest? Warmianka obróciła się na pięcie, zajrzała do spiżarni i przyniosła coś, co wyglądało jak połączenie grzybów mun i… uszu. To uszaki – odparła wyraźnie rozbawiona niepewną miną rozmówczni – grzyby! W polskim piśmiennictwie mykologicznym gatunek ten opisywany był też jako grzyb bzowy – rośnie na czarnym bzie – są pyszne do dań kuchni chińskiej i japońskiej! Jesteś niesamowita! Gdzie je znalazłaś?! To nie przypadek, moja Droga – odparła Płonka, dolewając sobie parującego naparu z kocirpki do uroczej filiżanki z pchlego targu. Bułeczkę? – zapytała. Czy to por, w bułeczce? Nie, to rdestowiec. I tak, jak ta nazwa nie była obca Mazurzance, to nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziała tę roślinę. Wyczuwając to, Warmianka wesoło ja zachęciła skinieniem głowy – stoi tam, na stole, obejrzyj.

Myślałam, że to jakaś odmiana bambusa! Rzeczywiście, rdestowiec jest w środku pusty. Wszystkie trzy występujące w Polsce taksony z tego rodzaju uznawane są za gatunki inwazyjne, groźne dla rodzimej przyrody – a jest taki pyszny! Próbowałaś kiedyś dżemu z rdestowca? To ten zielony, w słoiczkach, tam? Myślałam, że to jakiś ziołowy ucier (polskie słowo oznaczające pesto). Spróbuj! Odrzekła Dziewczyna z Podleśnej, otwierając zawekowany słoiczek z charakterystycznym pyknięciem i podała zaintrygowanej Dziewczynie małą, srebrną łyżkę. Słodko-kwaśno-rabarbarowo-ziemiste nuty zaczęły tańczyć i mieszać się w kubkach smakowych powodując czysty zachwyt. Lekki podmuch wiatru i świeżość powietrza razem sprawiły, że poczuła się bardzo błogo, jak w domu. Przecież to jest pyszne! – wykrzyknęła. Znam jego stanowisko, tak jak uszaków i innych specjałów, o których piszę i które jem codziennie i serwuję swojej rodzinie. Życie w zgodzie z naturą, jej rytmem i tym co Matka Ziemia nam oferuje, po prostu, tu gdzie stoisz to najprostsze i najlepsze, co możesz zrobić – wytłumaczyła. Pomimo ostrych promieni wczesnego, wiosennego słońca, Mazurzanka uważnie rozejrzała się po podwórzu, które pokrywała kwietna łąka. Ktoś powie chwasty – prychnęła Warmianka – ale ja nie rozumiem, jak ktoś kupuje ziemię i pierwsze, co robi, to ją goli, zasiewa równą trawę i otacza się tujami z supermarketu.

Ta ziemia jest dla nas a nie my dla niej – idziemy do pszczół? Opowiem Ci więcej o mojej łące i jej przeznaczeniu. Dziewczyny zeskoczyły z tarasu i wolno ruszyły przed siebie. Widzisz te grządki? Mam tu zioła, nawet to najmniej ulubione – melisę. Jest taka zwyczajna, przewidywalna i pospolita, ja wolę coś nieoczywistego – dodała, widząc zdumienie towarzyszki. Spójrz na dół, na ziemię, która otacza donice – tutaj rośnie krwawnik i bluszczyk kurdybanek – to są zioła warte uwagi. Hej, Beboook – zaśmiała się, tracąc równowagę. Ach, ta świnka! Obie wybuchnęłyśmy histerycznym śmiechem na widok wesołej, biało-czarnej świnki domowej, która beztrosko plątała się nam pod nogami i skubała żółte kwiatki mlecza, głośno przy tym mlaskając i brudząc sobie cały ryjek na żółto. No cóż, nie lubimy przeciętności! Ogromny owczarek podhalański, świnka i pszczoły to nasze zwierzęta ,,domowe”. Mamy tutaj 19 uli, którymi opiekuje się mój mąż – w tym roku będziemy kręcić nasz pierwszy miód – na początek mniszkowy, dzięki tej łące, na której teraz stoimy.

Tam jest jarmuż, o, zakwitł – ma smaczne kwiatki! Powiedziała i zaczęła je lekko skubać – ja wszystko próbuję i sprawdzam, smakuję – odpowiedziała szybko, widząc zaskoczenie na twarzy tej drugiej. Nie, to wspaniałe, masz wiedzę, ale do tego też intuicję i ciekawość, bez której trudno o odkrycie czegoś nowego i wyjątkowego, czegoś, na co nie wpadł jeszcze nikt przedtem. A świat roślin i grzybów zapewnia wciąż nieodkryte meandry – dlatego to takie fascynujące – uśmiechnęła się szczerze – szczególnie, jeżeli chodzi o kosmetyki – chciałabym stworzyć naturalną linię kosmetyków – rozmarzyła się. Tak, totalnie to widzę! Pomyśl sobie o takim pudrze – Mazurzanka wskazała palcem na słoiczek stojący na stole. Spojrzały na siebie i w tym momencie pobiegły do kuchni, szukać młynka. Jeżeli to się uda, to to będzie stos nad sztosy i bestseller – trajkotały z wypiekami na twarzy. Bzyk, bzyk – głośno zahuczała maszynka do mielenia. I co? Udało się? Chyba tak! Czyli co, robimy to?

Głosy przeszły w szepty. Tak się spełnia marzenia we wsi Podleśna.

Marta


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *