Hej!
Podobno na weekend to można ,,skoczyć” tylko gdzieś ,,blisko”. Racja, wygodniej i na pewno szybciej, ale co zrobić, jak się taka chęć z człowieku obudzi? Ja nigdy w Bieszczadach nie byłam, życie mnie zdecydowanie bardziej kierowało zawsze w najwyższe góry, Tatry i najwidoczniej ich potencjał dla mnie się na ten moment wyczerpał. Te rok stoi zdecydowanie pod znakiem gór i nowych miejsc, ze wszystkich wtego rocznych wycieczek 90% to odkrycia a pozostałe to powroty po latach – czyli sentymenty, sentymenty. I te Bieszczady też takie sentymentalne są.
Subiektywny przewodnik i pomysł na aktywny weekend w okolicach Polańczyka, Cisnej, Soliny i bezdroży. Bez cyfr i statystyk. To będzie luźna opowieść spisana z moich wspomnień oraz rozmowy z lokalsem. A wiadomo, takie najlepsze!
Ponury klimat, niedostępność, surowość, praktycznie opuszczony świat, ni żywej duszy czy to w lasach czy na deptakach. Ktoś by mógł pomyśleć, że to oznacza nieprzystępność i wręcz wrogość. Jest jednak w tym miejscu coś, co otula. Zbliża do pierwotnej natury, koi. Tam mgła unosi się cały czas nad połoninami, tańczy właściwie, bo unosi się i opada i wiruje w słońcu. Ten taniec, gra światła, mgła powoduje, że człowiek zapomina o bożym świecie.
Ach te góry
Całe dwa dni w Bieszczadach powitały nas pięknym słońcem , więc dosyć spontaniczny i chaotyczny plan wykreował się przy śniadaniu z widokiem na zamgloną Solinę – idziemy w góry! Wybór padł oczywiście na najwyższy szczyt Bieszczadów po polskiej stronie – Tarnicę, 1346m. Dlaczego OD RAZU szlak z Wołosatego przypadł mi do gustu? Tam od razu jest nagroda. Widzisz przy samym początku szlaku przestrzeń, oddychasz. Szczególnie poza sezonem, bo jak się dowiedzieliśmy, sezon tam jest od wiosny do jesieni, zima dla koneserów i tak się właśnie poczułam, jak vip, jakbym dla siebie cały góry wynajęła. Szlak w górę 2,5 h i w dół 2,5 h zrobiliśmy w 4. Jest łatwy i przyjemny, nawet zimą ale raki i kijki są potrzebne. Mijało nas bardzo mało osób, przygotowanych bardziej lub mniej ale bez sprzęty bardzo ułatwiają i chronią przed bolesnym upadkiem.
Po godzinie wędrówki przez las wychodzimy na przepiękną połoninę, gzie zachwyca wszystko, jak zupełnie inny świat. Tutaj dopiero pierwsze skrzypce grają słońce i mgła. Zachwytom nie ma końca. Atak szczytowy zimą prowadzi wąską ścieżką, gdzie trzeba o tej porze roku uważać tak naprawdę na każdy krok. To było moje najlepsze wyjście w góry w życiu a ten odcinek to prawdziwa medytacja. Nie wspomniałam jeszcze o wszechogarniającej ciszy. Wynikało to z braku ludzi, pomyślicie, no nie do końca, zdecydowanie bardziej chodzi tu o zachowanie ludzi. Siedzieliśmy pod wiatką z 6 innymi osobami i wszyscy mówili do siebie… szeptem. Lub wcale się nie odzywali. Nigdzie indziej nie doświadczyłam takiej kultury i szacunku.
Jakie były te wzgórza nad Soliną?
Mnie powitały mroźne wzgórza i pagórki, fiordy i klify rodem ze Skandynawii. I to też może wydawać się bardzo wrogie, ale jednak jest w nich coś kojącego. Jezioro Solińskie to sztuczny zbiornik retencyjny, zapora nad Soliną zbiera wody z Sanu i Solinki. Podczas napełniania zbiornika, zatopione zostały wsie Solina, Teleśnica Sanna, Horodek, Sokole, Chrewt i duża część Wołkowyi a przesiedleńcom ,,zbudowano” nowe wioski. Tak, dokładnie, woda z tamy nie została skierowana na nieużytki czy pola uprawne. Ludzi przesiedlono ale ich domów czy wiosek nie sprzątano. Kościołów ani cmentarzy nie przeniesiono. Z opowieści miejscowej ludności, dno Jeziora Solińskiego kryje wiele tajemnic ale niestety, jest tam zakaz kąpieli i przez to nurkowania także. W latach, kiedy obniża się poziom wody podobno można zobaczyć wieżę kościoła, która majaczy z nad solińskich wód. Były czasy, kiedy w wodach pływały deski od trumien. Jakoś się tak odechciewa radosnego sailingu po tych tajemniczych wodach, prawda? Nie mniej jednak eksploracja zbiornika na pewno jest ekscytująca!
Po bezdrożach
Niewątpliwie los splata ze sobą różne ścieżki czy tego chcemy czy nie. Przypadkiem trafiliśmy na miejscowego, który zabrał nas w niedzielę na 3h off road po bieszczadzkich bezdrożach. Przejeżdżaliśmy przez najdziksze tereny gdzie od wielu miesięcy nie było śladów kół czy ludzkich stóp, za to ślady dzikich zwierząt, które też mogliśmy z boku zobaczyć w tej głuszy. Przejazd rzeką w środku zimy robi wrażenie jest w tym coś oczyszczającego, pomimo tego, że stopy suche. Odwiedzić miejsce kręcenia jednej z ważniejszych scen Watahy (drugi sezon, pierwszy odcinek, 2. minuta) zimą, gdzie nawet owy miejscowy nigdy o tej porze roku nie był i stanął tam szczerze zachwycony i wzruszony. Niedźwiedzi i wilków jest tam tyle, że miejscowi dobrze wiedzą, jak z nimi postępować a drwale z powodzeniem bronią się przed atakami. Co śmieszne, jest tam bardzo mało dzików, które szczerze przerażają miejscową ludność. Niesamowite są takie historie! Dzwońcie: 792 517 355
Dwa dni mi zupełnie wystarczyły, żeby zakochać się w Bieszczadach i całym sercem zrozumieć o co chodzi w tym ,,rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady”. I pamiętajcie o kategorii na blogu – cudze chwalicie i swego nie znacie.
Marta
0 komentarzy